Pokemon - Rescue of Legends

Rozdział 1 - Śmierć ojca

-Pip pip, pip pip! - Pikał budzik wśród światła słońca...
John wstarł, przeciągnął się i wyłączył budzik.
-Ach.. Koleiny piękny dzień. - Powiedział wstając.
-Pichu, Pichu! - Krzyknął jego pokemon i natychmiast do niego dobiegł.
-Witaj, mały. Dobrze ci się spało? - Zapytał.
-Pichuuu! - Powiedział uradowany pokemon.
Chłopak wziął go na ramię i zszedł na dół gdzie ojciec szykował śniadanie
-Cześc, synu! - Powiedział mężczyzna - Siadaj, śniadanie gotowe!
Na stole leżała lekko przypalona jajecznica i chleb. Pachniała świetnie, rodzina Johna nie należała do najbogatszych, więc bardzo cieszył się ze śniadania.
Gdy tylko John zaczął jeść ojciec zapytał.
-Może być?
-Czy może? Jest świetne. - Odpowiedział mu syn.
Zapach jedzenia bardzo przygnębił pichu, ponieważ był bardzo głodny.
-Pichu, nie martw się - Powiedział John wyjmując pudełko poke karmy - Masz tu trochę
Pichu zaczął się zajadać pysznym jedzeniem
-Dobrze John, ja idę do pracy ,a ty pośpiesz się do szkoły!
-O kurde! Zapomniałem o szkole! - John natychmiast wytarł usta i pobiegł na górę po ubrania.
-Ah ten mój syn... przecież jest sobota - Zaśmiał się ojciec
Chłopak już miał wybiegać z domu gdy tata zatrzymal go
-Hola hola, dzisiaj sobota! - Krzyknął ojciec i zaczął się śmiać
John trochę zdziwiony zdjął plecak i usiadł na kanapie
-No wiesz tato... bo ja... bo ja chciałbym wyruszyć w podróż pokemon.
-No tak... masz już 13 lat. - Ojciec spojżał na niego dziwnie - Dobrze.
Nastała chwila ciszy.
-Dzięki tato! - Krzyczał zadowolony chłopak. - Na pewno zostanę wspaniałym trenerem!
-Pichhu! - Krzyczał uradowany pokemon
John ubrał się, spakował i właśnie miał wychodzić kiedy ojciec na chwilę go zatrzymał.
-Ale pod jednym warunkiem... - Powiedział tata
-Jakim? - Zapytał chłopak
-Wrócisz tu dzisiaj równo o północy...
Zabrzmiało to tak tajemniczo że John zaniemówił
-Dd..dd..dobrze... - Odpowiedział Syn i wyszedł
Słońce jasno świeciło, drzewa szeleściły a trawa aż błyszczała od rosy...
Był on bardzo szczęśliwy, że w końcu może wyruszyć w podróż.
-Pichu, to najpierw pójdziemy do prof.Oaka, tak? - Zapytał chłopak
-Pi, Pichu! - Potakiwał pokemon.
Chłopak zaczął się kierować w stronę laboratorium, kiedy usłyszał krzyk nadchodzący z jego domu.
Gdy się obejrzał, zobaczył tam olbrzymiego pokemona.
John biegł najszybciej jak potrafił, aż w końcu rozpoznał pokemona, jego ojciec wiele mu o nim mówił...Był to żółty skrzydlaty ptak...
-John! - Krzyczał ojciec - Pomóż mi!
-Biegnę ojcze! - Odkrzyczał i pobiegł w kierunku jaki wskazał mu głos.
Nagle zauważył że zapdos jest uwięziony w sieci, a jego ojciec otoczony przez poke-nietoperze.
-Pichu, iskra! - Krzyknął a pokemon posłusznie wykonał atak, lecz nie zrobił wrażenia na żadnym z pokemonów... - Jak to? - Krzyczał zdenerwowany john.
Nagle do ojca Johna podbiegli wysocy mężczyźni
-Hiper promień - Zabrzmiał ich dźwięczny głos i latające stworzenia zaatakowały posłusznie.
Jeden z nich wyrzucił pokeball w górę
- GILOTYNA! - Krzyknął do zielonego pokemona z ostrzami, który odciął ojcu głowę
-NIEEEE! - Krzyknął John - Pichu Szybki atak i iskra! - Pichu zaczął szarżować na przeciwnika, który odepchnął go jedym atakiem...
John mrugnął okiem do pichu, a on podskoczył i uwolnił wielkiego ptaka.
-Uwolnił go! Uciekajmy - Krzyknął właściciel zielonego pokemona.
Wszyscy weszli do helikopterów i odlecieli
-Dziękuję że mnie uwolniłeś - Zabrzmiał gruby głos - Jestem Zapdos, elektryczny pokemon. Kim jesteś?
On mówi? Pomyślał John
-Ja, jestem John. John Katumara. Kto to był? - Zapytał chłopak
-Próbowali mnie schwytać, ten mężczyzna... - Powiedział wskazując na ciało jego ojca - Bronił mnie wraz z swoim Growlithem, lecz był za słaby...
John uklęknął nad ciałem ojca, przeżegnał się, i rozpoczął modlitwę
-Dziękuję, do zobaczenia - Powiedział cicho Pokemon i odleciał...