Ogłoszenie

1. Pokemon dnia to: Bisharp


Każdy kto ma go przy sobie niech dopisze sobie 2500$. Dziś jest większa szansa na schwytanie jego, jak i jego poprzednich/następnych ewolucji.


#1 2012-06-23 22:09:37

 Leila

http://i55.tinypic.com/2vjpo4k.png

Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2012-06-23
Posty: 32
Punktów :   
Prywatny MG:: Ichigo
Cel: Przywrócić pokój na świecie D:

*Jeszcze bez tytułu* ~ FF Leili

Cześć i czołem, kluski z rosołem. :3
Yup, to  ja, z dzikim FF'em. Uprzedzę Was, że nie piszę o pokemonach ani niczym takim. Generalnie jest to takie ot sobie opowiadanie, na które naszła mnie ochota niedawno. Jeśli będzie się Wam podobać, i będziecie komentować, to z pewnością będę pisać dalej i dalej..
W każdym bądź razie, jak pisałam powyżej, komentarze są bardzo, ale to bardzo mile widziane, gdyż motywują mnie one do dalszego pisania i takie tam bzdety D:

Tytułu póki co nie ma, jeśli coś mnie najdzie - wtedy zedytuję. A póki co macie prolog. I od razu uprzedzę, że WIEM, iż temat ''martwi rodzice'' jest cholernie oklepany, ale niestety musiało to się wydarzyć, gdyż dzięki temu zdarzeniu dzieje się dalsza część opowiadania, więc nie krzyczcie ^^


Prolog




        Siedziałam z rodzicami w barze, świętując awans mojego taty. Miał zostać kierownikiem w całkiem sporej firmie marketingowej. Moja mama nie pracowała, dlatego to na ojca spadł cały ciężar utrzymania rodziny. Nie można się było zatem dziwić, że gdy otrzymał awans rodzice wpadli w euforię. Nie, żeby wcześniej nam czegoś brakowało, jednak zawsze były ograniczenia, które teraz moglibyśmy zbyć machnięciem ręki. Cieszyłam się również z nimi, ale jak to zwykle bywa, spędzanie piątkowego wieczoru w barze, z promieniejącymi rodzicami nie było na liście moich priorytetów. Byłam umówiona z Agnes na maraton filmowy, który wyparował wraz z wtargnięciem mojego taty do domu. I oto jestem, zanudzona, opierając głowę na dłoniach  przy jednym z licznych stolików. Moi rodzice właśnie mieli coś podobnego do burzy mózgów i gestykulowali gorączkowo, kiedy mama zerknęła na mnie kątem oka i cały jej entuzjazm wyparował.
- Co jest skarbie? Nie cieszysz się?  - zapytała zmartwionym tonem.
      Na jej czole pojawiły się zmarszczki dezorientacji.
- Wszystko w porządku. Po prostu źle się czuję. – odpowiedziałam potrząsając głową, z nadzieją, że w to uwierzy i odpuści.
- Chcesz wrócić do domu? – zapytał od razu tata, pospiesznie wygrzebując z kieszeni klucze.
       Powstrzymałam cisnący mi się na usta szeroki uśmiech. Tata zawsze wiedział, czego tak naprawdę mi potrzeba. Mówi się, że to kobiety lepiej się rozumieją i tak dalej, ale w moim przypadku, to mój tata był kotwicą, do której zawsze zwracałam się z problemami.
- Byłoby świetnie. – mruknęłam i chwyciłam klucze, mocno je ściskając.
- No dobrze. Tylko uważaj na siebie. Wrócimy późno, nie czekaj na nas. – oznajmiła mama z troską w głosie, mimo, że nie dało się nie zauważyć tej radości, która ją otaczała.
        Obróciłam się na pięcie i skierowałam do wyjścia. Bar o tej porze nie był za bardzo zatłoczony, jednak nie było żadnych wolnych stolików. Większość z nich zajęta była przez pary zakochanych lub grupki przyjaciół. Patrząc na nich poczułam ukłucie tęsknoty. Nie należałam do brzydkich, czy nie lubianych, ale nigdy nie miałam nikogo, z kim mogłabym spędzić taki wieczór. Mogłam liczyć tylko na Agnes, moją jedyną prawdziwą przyjaciółkę, chociaż i ona nie mogła być wszędzie.
      Zbeształam się mentalnie. Nie pora na rozpaczanie nad swoim życiem. Przepchnęłam się obok umięśnionego mężczyzny z grubą pieszczochą na szyi oraz ciężką, skórzaną kurtką zarzuconą niedbale na plecy i stanęłam w drzwiach. Mimowolnie odwróciłam się, aby zerknąć na moich rodziców. Trzymali się za ręce, uśmiechając się do siebie nawzajem. Tata pochylił się nad stołem, aby pocałować mamę…
      …i potem rozpoczął się chaos. W jednej chwili stałam w barze, obserwując moich rodziców, by w następnej zostać odrzuconą gwałtownie na ścianę. Impet uderzenia był tak duży, że straciłam oddech w płucach. Ludzie zaczęli wrzeszczeć, i czym prędzej wybiegali z baru. Niestety, ale na ich drodze stanęła grupa mężczyzn, wszyscy odziani w czerń. Nim zdążyłam choćby mrugnąć otworzyli ogień, strzelając do wszystkich znajdujących się w barze ludzi. Zmusiłam moje kończyny do ruchu, i doczłapałam się do lady, za którą się schowałam. Moje serce waliło tak głośno, iż byłam pewna, że ktoś je usłyszy. Ręce mi się trzęsły. Miałam mętlik w głowie. Czego oni chcieli? Dlaczego zabijali tych wszystkich niewinnych ludzi? Moi rodzice… moje serce zamarło. Przełknęłam gulę strachu i wychyliłam się delikatnie, skanując wnętrze baru, a raczej to, co z niego zostało. Wszystkie stoły zostały poprzewracana, krzesła połamane, pułki oraz obrazy zdobiące ściany baru zostały porozrzucane po całej podłodze, a wśród nich wszędzie widziałam krew. Krew, i ciała martwych ludzi.  Z głębi baru nadal dało się słyszeć strzały z broni automatycznej. Jednak to mnie nie obchodziło. Moje myśli zaprzątali moi rodzice, których nie mogłam zauważyć.
     Coś stęknęło pod połamanym stołem. Nasłuchiwałam kroków, ale jako, że nie usłyszałam żadnych postanowiłam zaryzykować i najciszej jak umiałam doczołgałam się do tej osoby. Wiedziałam, że muszę jakoś jej pomóc, mimo, że lekcje z pierwszej pomocy przespałam. Odsunęłam delikatnie blat stołu. Zasłoniłam twarz dłonią, tłumiąc krzyk. To był mój tata a obok niego mama. Tato ledwo oddychał, mama leżała nieruchomo.
- Ttato…- wyszeptałam, czując, jak łzy spływają mi po policzku. – Tatusiu, proszę..
- Rachel..ucciekk..a.a..j. – wycharczał mój tata, resztką sił.
        Moje gardło ścisnęło się i nie mogłam nic powiedzieć. Złapałam dłoń mojego taty i ścisnęłam mocno. Uciekać? Na pewno nie.
- Spokojnie tato, jakoś ci pomogę. Znajdę… - powiedziałam, rozglądając się na boki, w poszukiwaniu czegokolwiek, czym mogłabym zatamować krwawienie.
- Uciekaj..- powtórzył tata, po czym jego dłoń zwiotczała. Umarł.
     W następnym momencie poczułam rozsadzający ból z tyłu czaski i wszystko pokryła ciemność.

Rozdział 1



       Jechałam na tyłach ekskluzywnego SUV’a, w towarzystwie kilku przerośniętych facetów w smokingach. Wszyscy siedzieliśmy w ciszy, dzięki czemu mogłam wsłuchać się w cichy warkot silnika. Mimo, że zapewniano mnie, że nic mi nie grozi, a wręcz przeciwnie, nie czułam się zbyt komfortowo w samochodzie napchanym po brzegi testosteronem. Fakt, że ani jeden z tych mężczyzn nie przejawiał oznak życia również nie pomagał.
      Bębniłam mimowolnie palcem w szybę, rozglądając się na boki. Akurat przejeżdżaliśmy mało ruchliwą drogą, biegnącą przez las. Z początku moje serce zaczęło bić nierówno, jednak odprężyłam się  gdy zadzwonił telefon, i mężczyzna po drugiej stronie linii zapewnił, że już niebawem będziemy na miejscu. Powinnam zapewne zdenerwować się jeszcze bardziej, ale miał tak łagodny i szczery głos, że wszystkie moje zmartwienia odeszły na drugi plan i zrelaksowałam się .
        Jakiś kwadrans później SUV zatrzymał się przy masywnej, stalowej bramie. Była na tyle wysoka, że nie byłam w stanie zobaczyć, co się znajduje po drugiej stronie. Przypuszczałam jednak, że będzie to coś w rodzaju bunkra albo hangaru, bo z pewnością nie będzie to 5-gwiazdkowy hotel w środku puszczy. Brama otworzyła się mechanicznie i kierowca ruszył na przód. Minął bramę oraz niewielką budkę, przy której siedziała grupka umięśnionych mężczyzn w mundurach i zatrzymał się.
         Moja obstawa wysiadła, po czym jeden z nich przytrzymał mi drzwi. Skinęłam mu uprzejmie, a następnie zaprowadzili mnie do środka budynku. Na środku korytarza stał mężczyzna – również w garniturze – z lekkim uśmiechem na twarzy. Podszedł do nas i wyciągnął do mnie swoją dłoń.
-  Kevin Dale. – powiedział miękko, a ja zorientowałam się, że to on rozmawiał ze mną przez telefon.
- Rachel Sa.. –
- To już nie jest twoje imię, moja droga. – przerwał mi łagodnie Kevin.
         Spojrzałam na niego zdezorientowana i poczułam jak moje gardło zaciska się. Jak to, to już nie jest moje imię?
- W takim razie… kim jestem? – zapytałam cichym, drżącym głosem, ze wzrokiem  wbitym w podłogę. Czułam, jak łzy zaczynają wypełniać moje oczy, ale odpędziłam je kilkoma stanowczymi mrugnięciami.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Pozwól za mną. Na pewno zmęczyłaś się podróżą. – powiedział, i ujął mnie pod łokieć. Skinął mężczyznom stojącym dookoła mnie i skierowaliśmy się w głąb korytarzu. – Chociaż zapewne nie tylko podróżą. – dodał cicho, gdy zostaliśmy sami.
      Kevin poprowadził mnie do niewielkich, ciemno-szarych drzwi. Za pomocą karty magnetycznej otworzył je, i przepuścił mnie pierwszą. Wnętrze tego pokoju nie było wytworne ani kosztowne. Właściwie, można by powiedzieć, że zostało zaprojektowane z myślą o prostocie. Jedno łóżko, obok którego stała mała drewniana komoda z kilkoma książkami, szafa w rogu pokoju i małe drzwi, zapewne prowadzące do łazienki. Nie, żeby mi to przeszkadzało – w tym momencie nic mnie nie obchodziło.
- To będzie twój pokój przez najbliższy czas. Jak się zaadaptujesz, zmienimy ci miejsce zamieszkania i będziesz mogła zacząć wszystko od nowa. – wyjaśnił pan Dale, pocierając czoło w wyraźnym geście zmęczenia.
     Usiadłam bez słowa na brzegu łóżka i przyjrzałam się mojemu opiekunowi. Był średniego wzrostu, dobrze zbudowanym mężczyzną. Co prawda na jego twarzy zaczynały się pojawiać zmarszczki, które otaczały jego szare oczy, a w jego ruchach dało się wyczuć zmęczenie i rezygnację. Miał ciemno brązowe, lekko kręcone włosy, które bezwładnie opadały mu na czoło, przez co wyglądał niemal chłopięco, co było niezwykle zabawne, zważywszy na fakt, że był zdecydowanie po pięćdziesiątce.
- Chciałabyś mnie o coś zapytać?
        Podniosłam wzrok, słysząc to pytanie. Normalnie pewnie roześmiałabym się, albo odpowiedziała z sarkazmem, ale tak naprawdę chyba nic nie pozostało ze starej mnie. Dodatkowo, faktycznie miałam masę pytań, co również bardzo rzadko mi się zdarzało wcześniej.
     Wzięłam głęboki wdech i zacisnęłam dłonie po bokach w pięści.
- Co ze mną będzie? – było to pierwsze pytanie, jakie mi przyszło na myśl, i chyba najważniejsze.
     W pokoju zapanowała cisza. Słyszałam swój oddech, drżący, płytki, jakbym właśnie przebiegła nie wiadomo ile kilometrów. Odważyłam się zerknąć na Kevina aby sprawdzić, czy go zdziwiłam? Zdenerwowałam? Wyraz twarzy miał zasmucony, wzrok zamglony wspomnieniami, jednak szybko zamrugał i spojrzał na mnie.
- Otrzymasz nową tożsamość i będziesz żyć tak, jak żyłaś wcześniej. – oznajmił bezbarwnym tonem. Na powrót przyodział maskę obojętności przez co poczułam, jak wzbiera we mnie gniew.
- Jak dawniej? – zapytałam podniesionym tonem, po czym roześmiałam się, bynajmniej nie wesoło. – Nic już nie będzie jak dawniej. Moi rodzice nie żyją! Tam gdzieś na zewnątrz mordercy mojej rodziny siedzą sobie przed telewizorami, albo szykują się na kolejny atak, a ty stoisz tu spokojnie i udajesz, że wszystko jest w porządku! – krzyknęłam, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. Ręce zaczęły mi się trząść, jednak ja jeszcze nie skończyłam. – Nie chcę tak żyć. Ty nawet nie wyobrażasz sobie, jak to jest stracić każdego, kogo się kochało, każdego na kim ci zależało. Zostałam sama, nie mam pieniędzy, żeby przeżyć, nie mam nic. – dodałam, łamiącym się głosem.
- Nie to miałem na myśli. I doskonale wiem, jak się czujesz. – odpowiedział ostro Kevin spoglądając na nie spod przymrużonych powiek. – Wiem, że w ciągu 24 godzin wiele przeszłaś i obecnie nie jesteś w stanie racjonalnie myśleć. Jesteś roztrzęsiona i zagubiona, i rozumiem to. Wiedz jednak, że tutaj nikt nie toleruje takich napadów histerii. Odpocznij, prześpij się, uporządkuj wszystko. Później przyjdę do ciebie i wszystko sobie wyjaśnimy. – burknął nieco łagodniejszym tonem i wyszedł.     
     Otarłam policzki i wzięłam kilka uspokajających oddechów.
     W głowie nadal pobrzmiewały mi słowa pana Dale’a.  Że niby wie, co przeszłam? Tak, jasne. Poza tym, zdecydowanie nie było u mnie problemem racjonalne myślenie.  Mam zaledwie 16 lat, czego on się spodziewał? Że będę wesoło podskakiwać jak małe, głupie dziecko? Zdecydowanie nie. Przeszłam za wiele, aby teraz ukazywać beztroskę.
       Potrząsnęłam głową, która zaczynała boleśnie pulsować. Nie czas teraz na takie rozważania – pomyślałam, powtarzając słowa Kevina. Mimo, iż zamieniłam z nim niewiele słów, a dodatkowo praktycznie nic o nim nie wiem, czułam, że mogę mu ufać. Może i zachowywał się względem mnie dość chłodno i obojętnie, ale byłam pewna, że pod tą fasadą zimnego opiekuna czai się porządny, uprzejmy mężczyzna.
      Zamknęłam oczy i położyłam się na łóżku, cofając się w czasie do wydarzeń z poprzedniej nocy. Klub, głośna, dudniąca muzyka wypełniająca całe otoczenie, moi rodzice i ja. Później ni stąd ni zowąd rozpętał się chaos. Szkło latało w powietrzu tak jak i pociski, ludzie krzyczeli i biegali, przepychając się nawzajem. Upadając na podłogę odczołgałam się w stronę baru, już w połowie zdemolowanego. Schowałam się pod ladą i modliłam, aby to wszystko minęło, aby ci ludzie sobie poszli i zostawili to miejsce w spokoju. Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło, z wyjątkiem śmierci mojej rodziny.
      Przekręciłam się na bok i zacisnęłam powieki. Nie mogę wiecznie wspominać tej tragedii. Będzie ciężko i zdecydowanie wszystko ulegnie diametralnej zmianie, ale nie poddam się. Moi rodzice chcieliby, abym walczyła, i tak też uczynię. Nie zmienię się w pustą skorupę bez uczuć.
      Z tym postanowieniem wychyliłam się z łóżka i sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę, leżącą na komodzie. Okazało się, iż była to powieść fantastyczno-naukowa o ludziach, którzy badali zdolność porozumiewania się między delfinami, gdzieś na Wielkiej Rafie Koralowej. Nigdy nie byłam fanką takich gatunków, jednak na przekór sobie zaczęłam czytać ten tomik.
       Nagle usłyszałam ciche pukanie do moich drzwi. Zamknęłam zdziwiona książkę i odłożyłam ją na blat. Wstałam i przeciągnęłam się, zerkając z niedowierzaniem na zegarek na mojej dłoni. Czytałam przez ponad 4 godziny! Zapewne nadal wzdychałabym nad moim dziwnym przypadkiem, ale pukanie rozległo się ponownie. Czym prędzej sięgnęłam po klamkę i nacisnęłam ją, wpuszczając promienie światła z korytarzu do mojego zaciemnionego pokoiku.
        W progu stał Kevin, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie. Przyjrzałam mu się dokładnie od góry do dołu. Zmienił swoje ubrania z garnituru na coś bardziej codziennego – wygodne, ciemne spodnie oraz sweter w serek. Przyglądał mi się badawczo.
- W czymś mogę pomóc? – spytałam uprzejmie, spotykając się z nim wzrokiem.
- Istotnie. Chciałbym, żebyś porozmawiała z szefową, która cię wprowadzi, a później ja dokończę prezentację. – powiedział swoim zwykłym, poważnym tonem.
       W zamyśleniu zerknęłam na mój lekko pognieciony T-shirt i sprawne jeansy. Zapewne powinnam udać się na takie spotkanie w czymś bardziej formalnym, ale nie bardzo miałam w co się przebrać. Zagryzłam wargę w lekkim zażenowaniu.
- Tym się nie przejmuj. Wyglądasz świetnie. – rzucił Kevin, jakby czytał mi w myślach. Co jak co, ale zdecydowanie mi tym pomógł, oraz dodatkowo polubiłam go jeszcze bardziej. Przez chwilę nawet przypominał mi mojego tatę, który bez słów potrafił czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Zanim jednak łzy mogły znów wypełnić moje oczy, szybko zamrugałam, odganiając te wspomnienia. – A teraz pozwól za mną. – oznajmił pan Dale, zupełnie nieświadomy mojej wewnętrznej rozterki.
       Skinęłam głową, i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi. Kevin poprowadził mnie przez cały korytarz, aż do niewielkich drzwi. Za nimi znajdowało się małe pomieszczenie, charakterystycznie obłożone, które – ku o jakże wielkiemu zdziwieniu – okazało się windą. Na tarczy były numerki od – 5 do 15. Kevin przycisnął numerek 10, po czym winda z cichym brzękiem ruszyła.
       Zdezorientowana jak i zaciekawiona zerknęłam na mojego towarzysza.
- Co się znajduje na piętrach poniżej 0? – zapytałam cicho.
- Laboratoria, przede wszystkim oraz kilka biur pracowników.
- Laboratoria?
- Przecież mówię.
- Po co wam tutaj laboratoria? I w ogóle gdzie ja jestem? – na wpół szepnęłam na wpół pisnęłam. Tak właściwie nie bardzo interesowało mnie moja obecna lokalizacja, a nawet otaczający mnie ludzie. Było mi wszystko jedno. I ta myśl zmroziła mi krew w żyłach. Równie dobrze mogłabym być przetrzymywana w jakiejś kwaterze zabójców moich rodziców, a i tak nic bym nie mogła z tym fantem zrobić.
    Wzdrygnęłam się.
-  Jesteśmy tajną organizacją, dbającą o bezpieczeństwo naszych obywateli. Nie musisz się niczego obawiać. – wyjaśnił spokojnie Kevin, faktycznie mnie uspokajając.
- Coś jak świadkowie koronni? – zażartowałam.
- Dokładnie tak. Z tym, że my jesteśmy jeszcze bardziej…. ach, skryci. Oraz skuteczniejsi. – powiedział miękko Kevin, i posłał mi lekki uśmiech.
         Chciałam się go zapytać, czymże sobie zasłużyłam na aż takie wyróżnienie oraz ochronę, ale winda właśnie stanęła, ukazując nam prosty, pomalowany na szaro hol, prowadzący do ogromnych, masywnych, dwuskrzydłowych drzwi. Bez zadawania zbędnych pytań wiedziałam, że to biuro szefowej tegoż miejsca.
        Przeszliśmy w ciszy przez hol. Już miałam nacisnąć na klamkę, gdy Kevin złapał mnie delikatnie za ramię.
- Bądź miła i postaraj się nie wybuchać tak, jak w rozmowie ze mną. – poradził uprzejmie.
- Już się otrząsnęłam. Przynajmniej na razie będę spokojna. – zapewniłam z krzywym uśmiechem.
       Pan Dale pokręcił głową z rozbawieniem i pchnął ogromne drzwi.
        Wystrój zdecydowanie robił wrażenie. Samo biuro było ogromnym pomieszczeniem, z wielkimi oknami, przysłoniętymi ciemno zielonymi zasłonami. Pod ścianą stało ogromne, machoniowe biurko, całe pokryte licznymi papierami. Znajdował się również na nim niewielki laptop, przy którym obecnie pracowała blond włosa kobieta.
        Na dźwięk otwieranych drzwi uniosła wzrok znad komputera i spojrzała na Kevina, po czym przeniosła swój kalkulujący wzrok na mnie. W jej oczach widać było inteligencję i przebiegłość. Zlustrowała mnie całą, i skrzywiła lekko gdy przyjrzała się dokładniej moim spodniom, które nie jedno przeszły.
         Bez słowa odepchnęła się od biurka i wstała. Teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Miała krótkie siwo-blond włosy, kończące się przy uszach. Ubrana była w ciemno fioletowy komplet: buty na lekkim obcasie, prosta spódnica do kolan oraz ciemny żakiet. Dałabym jej około pięćdziesięciu paru lat, a może nawet i sześćdziesiąt. O dziwo, gdy tak na nią spoglądałam nie poczułam tej sympatii, jaką czułam w stosunku do Kevina.
- Witaj moja droga.  Jestem Evelyn Harshville. – powiedziała matowym tonem i wyciągnęła w moją stronę swoją drobną dłoń.
          Nie paliłam się, aby jej dotykać, ale wiedziałam, że pewnych rzeczy – choćby się nie chciało – robić nie wypada. Tak więc nie mogłam jej zignorować i najdelikatniej potrząsnęłam jej kościstą ręką.
- Ja…- zaczęłam, nie do końca pewna, co powinnam powiedzieć. W końcu Kevin mówił, że już nie nazywam się Rachel Senark. Postanowiłam powiedzieć jej cóż, prawdę. – Wcześniej nazywałam się Rachel Senark, ale teraz nie sądzę, aby tak było. – bąknęłam zażenowana.
        Kobieta roześmiała się, ale nie był to przyjemny dźwięk. Machnęła lekceważąco dłonią w moim kierunku i cofnęła się do biura.
- Kevin, zabierz ją na zmianę charakteryzacji, a potem wypełnij z nią odpowiednie formularze. Gdy wszystko będzie załatwione podeślij mi ją. – powiedziała na powrót zachrypniętym głosem i zaczęła stukać na klawiaturze. Cóż, mniej subtelnego odprawienia jeszcze nie doświadczyłam. W tym też momencie wiedziałam, że nie będzie ono moim ostatnim.
          Kevin bez słowa wyprowadził mnie z biura pani Harshville i poprowadził w stronę windy. Znowu.
- Urocza z niej kobieta. – powiedziałam sucho.
- Evelyn ma trudny charakter. Zresztą i tak teraz była nader miła. – odpowiedział Kevin ze znużeniem.
       Skoro tak… Może jakoś przemogę tą niechęć. Zresztą, nie to obecnie zaprzątało mi myśli.
- Na jaką charakteryzację? I co będziemy wypełniać? – zapytałam podejrzliwie.
      Kevin spojrzał na mnie z rozbawieniem, irytacją oraz lekkim smutkiem. Nie wiem czemu, ale ta kombinacja mnie przeraziła, oczywiście prawdziwą bombą było to, co powiedział potem.
- Moja droga, czas stworzyć nową ciebie.


Rozdział 2



-  Moglibyście zainwestować w jakiś wywietrznik – burknęłam z niesmakiem, siedząc na podwyższanym fotelu, przed lustrem. Po mojej lewej stała jedna z kilku wizażystek, które zostały mi przydzielone do zmiany mojego image’u.
        Po dość nie przyjemnej rozmowie Kevina i mojej, którą odbyliśmy w windzie, oraz kilku obraźliwych epitetach, które wygłosiłam pod jego oraz całej placówki adresem, zostałam zaciągnięta do jednego z laboratoriów, gdzie czekały na mnie promiennie uśmiechające się klony, które zapewniły mnie, że jak skończą, nawet specjaliści od rysopisów mnie nie poznają. Następnie umyły mnie porządnie, załatwiły wszelkie higieniczne sprawy i posadziły na ogromnym, obrotowym fotelu.
- Kochanie, to by tylko pogorszyło całą sprawę. – mlasnęła z niesmakiem jedna z kobiet, która wcześniej przedstawiła się jako Tanya. Była zdecydowanie najstarsza z tego grona i najbardziej doświadczona. Żadna zatem niespodzianka, iż to ona rządziła i wydawała polecenia młodszym kobietom. – A teraz rozluźnij się i pozwól nam pracować. – poleciła z promiennym uśmiechem, przywołując gestem pozostałe wizażystki.
- To ja was zostawię. – mruknął Kevin i czym prędzej ulotnił się z sali.
- A to tchórz. – powiedziałam z lekką kpiną w głosie.
          Żadna z kobiet nie skomentowała, tylko czym prędzej dorwały się do różnych przyrządów z bocznej szafki. Tanya podeszła do mnie z już założonymi gumowymi rękawiczkami.
- W porządku. Jak to robimy? – zanuciła śpiewnym tonem, bacznie mi się przyglądając.
         Zamyśliłam się. Nigdy nie narzekałam na mój obecny wygląd – miałam dość długie, blond włosy, sięgające mi do łopatek. Moja twarz była owalna, z delikatnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Dodatkowo miałam dość duże, pełne usta oraz prosty nos. Najbardziej jednak podobały mi się moje oczy, których nie zamierzałam zmieniać. Miały one bowiem odcień morskiej głębi, i – nazwijcie mnie próżną – uwielbiałam je i eksponowałam najlepiej jak mogłam. Nie należałam do osób zbyt pulchnych czy też wychudzonych, wręcz przy moim 1,75m wzrostu wyglądałam w sam raz.
- Jeżeli jest to koniecznie, to możemy przefarbować moje włosy i nanieść trochę zmian tymi waszymi magicznymi maszynami, których nazw nie znam i zapewne nigdy się nie nauczę. – powiedziałam sucho.
       Tanya wyszczerzyła się do mnie.
- I to lubię. Krótko i na temat. Dobra, dziewczyny, mamy robotę do wykonania. Zróbmy z tej dziewczyny prawdziwego łabędzia! – zawołała energicznie, klasnąwszy w dłonie.
          Parsknęłam pod nosem, modląc się, aby nie zaszalały za bardzo z tą całą ‘’ wolną ręką‘’.


            Parę dobrych godzin później po wielu dziwnych zabiegach i użyciu akcesorii, które – dosłownie – mnie przerażały moja przemiana dobiegła końca. Oczy Tanyi wręcz błyszczały samozadowoleniem, a pozostałe kobiety z jej zespołu uśmiechały się triumfująco i z podziwem w moją stronę. Patrząc na nie, odczułam strasznie silną potrzebę sprawdzenia, czy faktycznie zrobiły aż taką dobrą robotę.
- Lustro. – zażądałam i wstałam chwiejnie z fotela.
     Tanya poprowadziła mnie między niewielkimi regałami na których znajdowały się liczne dyplomy oraz dziwne pudełka z nieznaną mi zawartością, wprost do ogromnego lustra, wiszącego na ścianie.
      Zrobiłam głęboki wdech i stanęłam przed lustrem. Oniemiałam.
      Muszę przyznać, że na pierwszy rzut oka sama siebie nie poznałam. Zabawne? Jak dla mnie ani trochę. To, co niegdyś było Rachel Senark teraz było zupełnie inną, obcą osobą. Chciałam mieć włosy przefarbowane na ciemny brąz, ale jako, że nie napomknęłam o tym Tanyi, najwyraźniej sama wybrała inaczej, i muszę przyznać, że z rudymi płomieniami na głowie i moimi przenikliwymi błękitnymi oczami wyglądałam dość atrakcyjnie. Ponadto Tanya zatroszczyła się o delikatne make-up oraz wszelakimi pomniejszymi czynnościami tak, że czułam się faktycznie jak nowa.
     Stałam przed lustrem sama nie wiem ile; straciłam poczucie czasu, wpatrując się w swoje odbicie. Dopiero lekko zdziwiony głos Kevina wybudził mnie z odrętwienia.
- Wyglądasz…. naprawdę dobra robota, Tani. – wymamrotał najwyraźniej zakłopotany i uniósł kąciki ust w lekkim, pełnym uznania uśmiechu.
- Faktycznie, spisały się świetnie. – przytaknęłam, odwzajemniając uśmiech.
- Nie pracuję przecież od dziś. – żachnęła się Tanya, ale nie można było przegapić wesołych iskierek tańczących w jej brązowych oczach.
- Co teraz? – zapytałam z nową dozą entuzjazmu. Istotny fakt: zajmij się odpowiednio kobietą, a każdy smutek odejdzie w zapomnienie, pomyślałam kwaśno.
- Teraz – zaczął Kevin, chwytając mnie pod łokieć i kierując w stronę wyjścia. – Czas na formalności. – skinął uprzejmie Tanyi oraz reszcie pań, ja zaś pożegnałam się z nimi i podziękowałam za tą fenomelaną zmianę i opuściliśmy pomieszczenie.
        Przeszliśmy do niewielkiego pokoju, w którym znajdował się stół konferencyjny. Na samym jego brzegu leżała gruba, czarna teczka. Kevin podszedł do niej otworzył ją i zajął miejsce przy stole. Skinął na mnie, abym dołączyła, toteż tak uczyniłam. Następnie otrzymałam kartkę z wygenerowanym napisem na samym środku: AMELIA CORNMAK.
- To moje nowe dane? – zapytałam z powątpiewaniem.
    Kevin skinął głową.
- Naucz się tego na pamięć, gdyż od teraz to jest twoja cała historia życia. – powiedział spokojnie pan Dale, przekazując mi kolejny plik informacji. – Tutaj masz wszystkie potrzebne ci sprawy odnośnie twojej rodziny, twojego dzieciństwa oraz  edukacji. Kiedy się z tym wszystkim zapoznasz, spotkasz się z Evelyn, która wytłumaczy ci zasady oraz wszystko to, co musisz wiedzieć oprócz tego, co już ci dałem. – skwitował z typowym dla niego uśmiechem i zaczął się podnosić.
- No a..co z tobą? – zapytałam prędko, nagle czując się strasznie nieswojo.
- Oczywiście jeszcze nie raz się spotkamy, i będziemy w stałym kontakcie, jako, że jestem twoim opiekunem. Jednak póki co moja rola się kończy. – odpowiedział przepraszająco i wyszedł, zostawiając mnie samą z nową..mną.


Rozdział  3





          Przekartkowałam cały plik w mniej niż 2 godziny. Miałam głowę pełną nowych informacji, które nie łatwo chciały się przystosować. Mój umysł w kółko powracał do prawdziwej wersji wydarzeń, a dodatkowo niektórych wspomnień po prostu nie chciał wymazać. Przetarłam czoło, i z głośnym westchnięciem odłożyłam papiery na stół. Dochodziła godzina 18, a ja nic jeszcze nie jadłam od wczorajszego wieczoru. Skrzywiłam się na burczenie dochodzące z wnętrza mojego brzucha i wstałam od stołu. Chwyciłam teczkę pod rękę i wyszłam z sali.
          Korytarz był pusty, co musiało być tutaj normalnością, gdyż ani razu jeszcze nie widziałam nikogo innego oprócz Kevina, Evelyn oraz grupy kobiet z laboratoriów. Być może wszyscy właśnie jedzą, pomyślałam i ruszyłam w lewą stronę korytarza, polegając na moim nosie. Mimo iż nie mijałam żadnych ludzi, nie czułam się zbyt pewnie, toteż przyspieszyłam kroku, rozglądając się po tabliczkach zawieszonych na drzwiach. Niestety, żadna z nich nie głosiła ‘’ stołówka’’ lub ‘’ jadalnia’’ czy ‘’bufet’’. Zdeterminowana, aby coś zjeść już miałam zapukać w pierwsze lepsze drzwi, z napisem ‘’ Składownia’’ i zapytać się kogoś o wskazówkę, gdy usłyszałam chłodny głos:
- Szukasz czegoś?
         Odwróciłam się z przymrużonymi powiekami, aby stawić czoła  nienagannie ubranej Evelyn. Kobieta miała ręce oparte na biodrach i wyzywające spojrzenie.
- Nie powinnaś się tak przechadzać bez opieki. – powiedziała oburzona i podeszła o kilka kroków bliżej.
       Instynktownie odsunęłam się do tyłu. Kąciki ust Evelyn drgnęły w zarozumiałym uśmiechu.
- Nagle nie jesteś w stanie mówić? – ciągnęła, zadowolona z mojego zakłopotania. – A może myślisz, że wszystko ci wolno, co? Biedaczysko. Rodzice nie żyją, cóż ty poczniesz… - przyłożyła dłonie do serca, i westchnęła teatralnie.
        I w tym momencie naprawdę mnie wkurzyła.
- Ma pani jakiś problem? Jestem głodna, więc wyszłam w poszukiwaniu stołówki, lub jakiegokolwiek pomieszczenia, w którym byłoby jedzenie. I przykro mi, że nikogo ze mną nie było, ale sama jestem w stanie o siebie zadbać, i nie potrzebuje niańki, a zwłaszcza kogoś, kogo pani wyznaczyła. – warknęłam. Wraz z przepływem gniewu nabrałam więcej pewności siebie, i wykonałam kilka kroczków w stronę Evelyn. – Z całym szacunkiem, ale nie mazgaję się, a pani nie ma żadnego prawa mówić w taki sposób o moich rodzicach. Nie będę czegoś takiego tolerować, i nawet pani powinna znać granice. – dodałam, niemalże sycząc.
      W tym momencie stałyśmy ledwie milimetry od siebie, dzięki czemu mój wyciągnięty palec wskazujący dotykał jej klatki piersiowej. Kobieta zmrużyła swoje brązowe oczy i wykrzywiła wargi w wyraźnej oznace zniesmaczenia.
- Jesteś nikim. A teraz pójdziesz do mojego biura. – wycedziła, łapiąc mnie za ramię.
      Już otwierałam buzię, aby powiedzieć tej zarozumiałej istocie, że nie zamierzam nigdzie z nią iść dopóty dopóki czegoś nie zjem, ale jedno spojrzenie na jej zaciśniętą szczękę, oraz dłoń na moim ramieniu sprawiło, że postanowiłam pogłodować jeszcze przez parę godzin. W końcu lepsze to niż piekło urządzone przez rozwścieczoną oślicę, pomyślałam sucho.
        Żelazny uścisk Evelyn nie zelżał ani o jotę. Dopiero, gdy zamknęła z głośnym hukiem drzwi od swojego pokoju łaskawie puściła mnie, i natychmiast wytarła ręce o swoją prostą spódnicę. Zajęła miejsce za biurkiem i złożyła razem dłonie.
- Pierwszy oraz drugi etap masz już za sobą. Teraz przejdziesz przez etap trzeci, a później ruszysz w nieznane. – oznajmiła od razu przechodząc do interesów.
- Jaki etap pierwszy i drugi? – zapytałam z powątpiewaniem.
- Etap pierwszy:  zmiana wyglądu, etap drugi: nowa tożsamość. – wyjaśniła rozdrażnionym tonem.
        Miałam ochotę przewrócić oczami na jej nieudaną próbę wyjaśnienia mi całej operacji, jednak powstrzymałam się, wiedząc, jakie byłyby tego skutki. Szefowa już gromiła mnie wzrokiem; nie było potrzeby dawania jej kolejnego pretekstu do wywyższania się nade mną, dlatego uprzejmie – i niechętnie – skinęłam.
- A ten etap trzeci to…?
- Regulamin.
- Jaki regulamin?
- Taki, który będzie cię obowiązywał do końca twojego życia. – rzuciła kąśliwie Evelyn i pomasowała swój kark. – Kilka zasad, których nie wolno ci złamać, ponieważ mają one na celu ochronienie twojego życia jak i zapewniają bezpieczeństwo naszej organizacji.
- W porządku. Słucham. – burknęłam, jako iż nigdy nie lubiłam zasad ergo ograniczeń, i zawsze je łamałam.
- Po pierwsze i najważniejsze musisz zapomnieć o swojej przeszłości, o swoim dawnym życiu i ludziach, którzy się w nim znajdowali, ponieważ obecnie dla ciebie oni nie żyją, a ty dla nich. Po drugie każdemu będziesz opowiadać historię, którą nasz zespół ci przygotował, więc oswój się z tym, co jest tam napisane. Po trzecie, musisz być ostrożniejsza, bo mimo iż przeszłaś całą przemianę, nie ma stu procentowej pewności, że nikt cię nie rozpozna, chociaż jeszcze taki przypadek nam się nie przydarzył. Po czwarte, jako, że będziesz mieszkać sama, Kevin będzie do ciebie dzwonił i sprawdzał jak się sprawujesz, a później raportował to mnie. – uniosła wymownie brwi, rzucając mi nieme wyzwanie. Nie podjęłam go, więc kontynuowała. – Dalej, pieniądze będziesz otrzymywała od nas co miesiąc. Będzie to niewielka sumka, taka aby starczyła ci na podstawowe wydatki oraz drobny dodatek na twoje zachcianki. – ostatnie słowo niemalże wypluła. W zamyśleniu postukała się w brodę. – To chyba wszystko. Jakieś pytania? 
- Nie sądzę. Zresztą, fakt, że nie muszę pracować bardzo mi się podoba. – odpowiedziałam krótko i odchrząknęłam. – Czy to koniec?
- Nie masz żadnych pytań odnośnie tego, co się wydarzyło…?
- I tak mi pani nie odpowie. – przerwałam jej sucho.
      Uśmiechnęła się do mnie krzywo.
- Zawsze trzeba próbować. – mruknęła. - Jeszcze nie jesteś gotowa. – dodała nieco łagodniej,  po czym zajęła się jakimiś papierami leżącymi na jej biurku, tym samym dając mi znać, że mogę sobie już iść.
      Wymamrotałam ‘’do widzenia’’ i opuściłam gabinet. Szybkim krokiem skierowałam się w dół korytarza, zawzięcie szukając czegoś do jedzenia. Nagle zza rogu wyszedł Kevin z posrebrzaną tacką przykrytą srebrnym wieczkiem. Kiedy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się lekko.
- Ach, tu jesteś. – oznajmił, podchodząc bliżej. Gdy tylko stanął obok mnie poczułam zniewalający zapach świeżej pieczeni, ziemniaków puree i koperku. Przełknęłam ślinę i zerknęłam na niego wielkimi, wygłodniałymi oczyma. Roześmiał się. – Wszystko jest dla ciebie.
       Poprowadził mnie w stronę drzwi, otworzył je i przepuścił mnie przodem. Następnie sam wszedł i postawił tackę na stoliku, po czym zdjął przykrywę. Pokój wypełnił ten przepyszny zapach i poczułam ściskanie w brzuchu. Kevin odwinął sztućce i podał mi je.  Czym prędzej usiadłam i zaczęłam pałaszować. Nie zdziwiłabym się, gdyby Kevin patrzył na mnie jak na jakiegoś neandertalczyka, ale tak to jest, gdy się długo nie je. Cała potrawa była przepyszna i gdy już ją całą pochłonęłam nadal się oblizywałam.
- Jak się trzymasz? – zarzucił Kevin, rozglądając się po pokoju.
- Jest okej. Co prawda z tego co zrozumiałam już niedługo mnie tu nie będzie. – odparłam.
- Wiem, w końcu sam cię przenoszę.
     Spojrzałam na niego zdumiona.
- Naprawdę? Dokąd?
- Do Nowego Jorku.
- O… daleko. – wyjąkałam w końcu, gdy już byłam zdolna mówić. Jasne, pojechać do Nowego Jorku było moim marzeniem, ale nie sądziłam,  że ziści się tak szybko, a dodatkowo będę zdana tylko na siebie. Sama. W. Wielkim. Obcym. Mieście. Wzdrygnęłam się.
- Wszystko w porządku? – zapytał z troską Kevin.
- Tak, ja po prostu jestem zdziwiona i cóż, to będzie dość trudne. Nie jestem pewna, czy podołam… - zamilkłam na chwilę. – Właściwie gdzie teraz jesteśmy?
- Niedaleko Bostonu. Poza tym nie masz się czym martwić, będę w pobliżu. Dodatkowo zawsze możesz do mnie zadzwonić. – mówiąc to wyjął z kieszeni podłużną wizytówkę i wręczył mi ją. – Jak odpoczniesz spakuj się, im szybciej wyruszymy tym lepiej. W końcu jutro zaczynasz szkołę. – powiedział, mrugając do mnie.  – Będę na ciebie czekał na dole w holu. – i wyszedł.
       Oparłam się o komodę trawiąc wszystko, czego się dowiedziałam. Już niebawem będę sama, nie znając nikogo, w nowym mieszkaniu, w nowej szkole. Będę dostawać kieszonkowe i będę mogła zwiedzać całe miasto do woli… z tym małym haczykiem, że nie mogę się wychylać. Zapowiada się ciekawa podróż, pomyślałam łapiąc za torbę leżącą w nogach łóżka. Zaczęłam wrzucać wszystkie ubrania – a nie było ich zbyt wiele – oraz pozwoliłam sobie wziąć jedną powieść przygodową. Wiedziałam, że Kevin mi pozwoli, a zirytowanie Evelyn było czymś, czego nie mogłam sobie odmówić.
      Kiedy byłam już gotowa zarzuciłam mój bagaż na ramię i ruszyłam ochoczo po schodach na parter. Mój opiekun już tam był. Jak zawsze nienagannie ubrany, w garniturze od Armaniego, z torbą w dłoni. Upewniwszy się, że wszystko zabrałam wsiedliśmy do masywnego Land Rover’a, który już na nas czekał i ruszyliśmy w stronę Nowego Jorku.

Ostatnio edytowany przez Leila (2012-06-28 11:33:03)



http://i50.tinypic.com/1zwdnyh.png

Offline

 

#2 2012-06-23 23:24:18

 Ichigo Kurosaki

http://i55.tinypic.com/2vjpo4k.png

5977276
Zarejestrowany: 2011-07-12
Posty: 8652
Punktów :   18 
Prywatny MG:: Dark
Cel: Zdobyć... Potęge
Najlepszy Przyjaciel/Przyjaciółka: Kisan, Darkon, Alonse, Senn
Największy Rywal: Zamknięty Monopolowy

Re: *Jeszcze bez tytułu* ~ FF Leili

Hmm Trochę przykre iż na start zaczynasz od razu śmiercią, ale cóż zapowiada się ciekawie.

Offline

 

#3 2012-06-25 16:12:52

 Vince

http://web.archive.org/web/20130531114320im_/http://i51.tinypic.com/690ymh.png

34141545
Call me!
Skąd: Świebodzin
Zarejestrowany: 2011-06-05
Posty: 2336
Punktów :   
Prywatny MG:: Son/Sai
Cel: Zbudować dom :D
Najlepszy Przyjaciel/Przyjaciółka: Son/Aenas/Greed
Największy Rywal: Wszyscy się mnie boją :3
Druga Połówka: A kto by chciał ? XD

Re: *Jeszcze bez tytułu* ~ FF Leili

Zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie nie mam żadnych uwag.


http://oi41.tinypic.com/23idpw6.jpg

______________________________________

REKLAMY
__________________________________________________________________________________________
GOAL UNITED
__________________________________________________________________________________________

http://25.media.tumblr.com/tumblr_mah05eZ06O1r3v85ro2_500.gif

Offline

 

#4 2012-06-25 20:44:11

 Leila

http://i55.tinypic.com/2vjpo4k.png

Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2012-06-23
Posty: 32
Punktów :   
Prywatny MG:: Ichigo
Cel: Przywrócić pokój na świecie D:

Re: *Jeszcze bez tytułu* ~ FF Leili

Dzięki, że chce się Wam komentować ^^.

Ostatnio edytowany przez Leila (2012-06-26 12:03:23)



http://i50.tinypic.com/1zwdnyh.png

Offline

 

#5 2012-06-25 20:49:46

 Ichigo Kurosaki

http://i55.tinypic.com/2vjpo4k.png

5977276
Zarejestrowany: 2011-07-12
Posty: 8652
Punktów :   18 
Prywatny MG:: Dark
Cel: Zdobyć... Potęge
Najlepszy Przyjaciel/Przyjaciółka: Kisan, Darkon, Alonse, Senn
Największy Rywal: Zamknięty Monopolowy

Re: *Jeszcze bez tytułu* ~ FF Leili

Hmm od teraz jesteś _______ __________ Miło mi cie poznać!

Offline

 

#6 2012-06-25 21:14:23

 Son

http://web.archive.org/web/20130531114320im_/http://i51.tinypic.com/690ymh.png

11635507
Zarejestrowany: 2011-04-12
Posty: 3393
Punktów :   
Prywatny MG:: Inad
Druga Połówka: Haha że co takiego? :D

Re: *Jeszcze bez tytułu* ~ FF Leili

Zacznę tak, ty masz naprawdę talent! Te dokładnie opisywanie wszystkich szczegółów, brawo!
Świetnie czekałem aż wyjdzie pierwszy rozdział po prologu i nie rozczarowałem się. Przez początek czuje, że to będzie fajne od początku do końca. Trzeba ci dodać że nie robisz błędów i dbasz o estetykę, a to jest ważne. Mam jedno pytanie. Czy nie lepiej byłoby edytować tego pierwszego posta z prologiem i dodać do niego rozdział?

Moja ocena 9,75/10

Ostatnio edytowany przez Son (2012-06-25 21:14:55)

Offline

 

#7 2012-06-26 12:03:03

 Leila

http://i55.tinypic.com/2vjpo4k.png

Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2012-06-23
Posty: 32
Punktów :   
Prywatny MG:: Ichigo
Cel: Przywrócić pokój na świecie D:

Re: *Jeszcze bez tytułu* ~ FF Leili

Dziękuje
I faktycznie masz rację, chyba tak będę robić, żeby było schludniej ^^. To przy okazji dodaję dla Was rozdział 2.



http://i50.tinypic.com/1zwdnyh.png

Offline

 

#8 2012-06-26 14:33:31

 Ichigo Kurosaki

http://i55.tinypic.com/2vjpo4k.png

5977276
Zarejestrowany: 2011-07-12
Posty: 8652
Punktów :   18 
Prywatny MG:: Dark
Cel: Zdobyć... Potęge
Najlepszy Przyjaciel/Przyjaciółka: Kisan, Darkon, Alonse, Senn
Największy Rywal: Zamknięty Monopolowy

Re: *Jeszcze bez tytułu* ~ FF Leili

Hmm Amelia, czyżby twoje 2,3 bądź setne imie? ;p

Offline

 

#9 2012-06-26 14:46:56

 Leila

http://i55.tinypic.com/2vjpo4k.png

Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2012-06-23
Posty: 32
Punktów :   
Prywatny MG:: Ichigo
Cel: Przywrócić pokój na świecie D:

Re: *Jeszcze bez tytułu* ~ FF Leili

Cichaj xD Poza tym, wzięłam je, bo pasowało do całokształtu opowiadania,  a poza tym je lubię, no

Ostatnio edytowany przez Leila (2012-06-26 14:47:14)



http://i50.tinypic.com/1zwdnyh.png

Offline

 
Toplista gier - RPG, MMORPG, Fantasy, Gry Online Toplista gier PBF

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi